piątek, 13 listopada 2015

Prolog.

   Wyciągnęłam rękę przed siebie. Nic nie widząc, dotknęłam miękkiej, ciepłej i mokrej od łez twarzy.
- Jednak jesteś… - wyszeptałam półgłosem.
- A czy najlepsza przyjaciółka mogła by cię zostawić? – odparła spokojnie Klara, z wyczuwalną  w jej głosie nutą sarkazmu.
- Myślisz, że on to zrobi?
- O tym nie mam pojęcia. Ale, wiesz co? Nas nie rozdzieli. Nigdy.
   Zapadła cisza. Słychać było  postukiwanie deszczu, o dziurawy dach rudery. 
Klara popatrzyła w stronę okna. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie porannego słońca. Deszcz ustąpił, a jego dźwięk zastąpił śpiew ptaków, napełniony harmonią i delikatnością, a brzmiący niczym najpiękniejszy kwartet smyczkowy. Wstał kolejny dzień. 

czwartek, 12 listopada 2015

Kanapa i sernik.

   Sobota. Godzina 16:30. Leżę na białej, stworzonej ze sztucznej skóry kanapie. Od 30 min. patrzę na sufit i jem sernik. Podobno nie wolno leżeć i jeść. Co tam. Pieprzyć reguły.
   W pewnym momencie, w miejscu mojej obserwacji, pojawił się mały pajączek. Wzdrygnęłam się. Nie znoszę pająków.
- Mamo! Gdzie położyłaś łapkę na muchy? – zakrzyczałam do mamy z salonu, która w sobotnie popołudnia krzątała się w kuchni, piekąc pyszne ciasta, a czasami nawet i chleby.
- A jak myślisz? W komodzie. Dolna szafka po prawej – odpowiedziała, ale potem poprawiła się – Och, nie. Co ja mówię! Po lewej!
   „Kurcze, dobrze, że jesteś mamo.  Co ja bym bez ciebie zrobiła? Umarła z głodu. Pewnie tak.”  
   To już dodały moje myśli. Ostatnio jest ich sporo. Taa. Sporo. Może trochę więcej.
Zabrałam łapkę i weszłam na krzesło. Nagle wtrąciła się moja mega-filozoficzna bitwa myśli:
„ Hej, hej, hej. Mam go zabić…”
 „Ok. W sumie, to mi nie szkodzi, ale…”
„ I tak jest tutaj nikomu niepotrzebny.”

   Po tych myślach zrobiło mi się go żal. Bo podobnie jest ze mną. Czasami czuję się nikomu niepotrzebna. Zbędna i uciążliwa. Jak on. A ja chcę go jeszcze zabić głupią łapką na muchy. NA MUCHY. Nie na pająki. Głupia śmierć. To tak jakbym została zabita przez łapkę na myszy, a nie na ludzi. Czy coś takiego, w ogóle, istnieje?
   No, i co ja mam, do cholery zrobić? Myśli, zaskoczcie mnie.
   Ukradłam wyczyszczony słoik po dżemie truskawkowym. Zapakowałam do niego pająka i wyniosłam na dwór. Wyrzuciłam gdzieś w ogrodzie, obok sadzonek z truskawkami.   Może mu będzie tam wygodnie.

   Brakowało mu jeszcze kanapy i sernika, żeby stać się pająkową wersją mnie.

niedziela, 1 listopada 2015

Człowiek to niespodzianka.


   W swoim życiu poznałam wielu ludzi. Niektórych widywałam bardzo rzadko - innych prawie codziennie. Bez ludzi nie poradziłabym sobie wcale. Skąd to wiem? Każdy, chociaż dzień, siedział w domu z nosem w książce (bądź w komputerze). Wyobraźmy sobie tydzień bez facebook'a, instagrama czy snapchata. Okej - przeżyje się. Dodajmy do tego jeszcze zamknięcie się w domu i nie wychodzenie na zewnątrz. Gorzej, co nie? Podsumowując - człowiek jest "osobnikiem stadnym" - potrzebuje ludzi do normalnego funkcjonowania.

   Jestem zdania, że ludzie ZAWSZE dzielą się na dwa typy. Są tacy, którzy wolą noc a inni - dzień. Pepsi czy Coca-colę. Potrawy ostre bądź łagodne. Dobrą książke - grę komputerową. Można wymyślać jeszcze tryliard innych typów. Wywnioskujemy jedno - każdy z nas jest inny.  Jesteśmy jedną, wielką niespodzianką, więc akceptujmy każdego.
 
   Pomyśl nad tym.